Recenzja filmu

Ostatni Władca Wiatru (2010)
Elżbieta Kopocińska
M. Night Shyamalan
Noah Ringer
Dev Patel

Wiatry Shyamalana

Niech porzucą nadzieję ci, którzy wierzyli dotąd w reżyserski szósty zmysł M. Night Shyamalana. "Ostatni Władca Wiatru" to film tak niedobry, że aż chciałoby się zjeść okulary 3D mające niby
Niech porzucą nadzieję ci, którzy wierzyli dotąd w reżyserski szósty zmysł M. Night Shyamalana. "Ostatni Władca Wiatru" to film tak niedobry, że aż chciałoby się zjeść okulary 3D mające niby zapewnić nam w trakcie seansu niesamowite doznania wizualne. Jeśli wzrok mnie nie myli, to jedyne trójwymiarowe efekty, jakie widać na ekranie, występują tuż przed napisami początkowymi, przy prezentacji logo wytwórni odpowiedzialnych za produkcję. Od teraz wiecie już, co trzeba zrobić, by małym kosztem zapewnić filmowi wyższe przychody. Wystarczy umieścić na plakacie informację o nieistniejącym 3D, a potem zgarniać kasę z droższych biletów.

"Władca" jest rzekomo aktorską ekranizacją popularnego serialu animowanego. Piszę "rzekomo", gdyż owymi aktorami są nastoletnie pniaki drewna operujące zaledwie trzema minami (1. jestem zdziwiony 2. jestem zły 3. jestem zakochany). Aż nie chce się wierzyć, że za reżyserię odpowiada ten sam facet, u którego Haley Joel Osment w wieku dziesięciu lat zagrał swoją życiową rolę.

Akcja filmu rozgrywa się w świecie zamieszkanym przez cztery narody: Powietrza, Wody, Ziemi i Ognia. Każda z nacji różni się od siebie nie tylko żywiołem, którym potrafi władać, ale także rasą.   Plemiona Wiatru przypominają tybetańskich mnichów, Wody – Eskimosów, Ziemi – Indian, zaś Ognia – Hindusów. Z niewiadomych przyczyn reprezentujący różne narody główni bohaterowie grani są  we "Władcy" przez białych aktorów. Jedynie szwarccharaktery z państwa ognia zostały obsadzone po warunkach, czyli kolorze skóry. Nigdy nie spodziewałem się, że Shyamalan – z pochodzenia Hindus – zdecyduje się na tak rasistowskie decyzje castingowe.

Można by mu je wybaczyć, gdyby "Ostatni Władca Wiatru" okazał się dobrą rozrywką: napompowaną akcją i humorem, z galerią barwnych postaci. Problem w tym, że akcja jest drętwa jak szczęka po leczeniu kanałowym, zaś występujące w filmie dowcipy są równie zabawne co perspektywa egzaminu poprawkowego z filozofii XX wieku. O postaciach nie ma co wspominać – z wyjątkiem skonfliktowanego wewnętrznie księcia Zuko (znany ze "Slumdoga" Dev Patel) reszta bohaterów przypomina wycinanki z podręcznika pisania scenariuszy filmów o superherosach.

Shyamalan biegnie po łepkach przez historię znaną z pierwszego sezonu oryginalnej kreskówki, zapominając po drodze o elementarnej logice. W efekcie fabuła "Władcy" sprowadza się do coś tam, ktoś tam, gdzieś tam zanurzonego w  sosie buddyjskich mądrości. Twórcy uczą nas, iż będąc dostatecznie silnym, nie musimy stosować przemocy wobec naszych wrogów. Wystarczy jedynie pokazać im własną potęgę. Wydaje mi się, że po tym filmie wrogowie Shyamalana wcale nie czują w stosunku do niego większego szacunku.
1 10
Moja ocena:
3
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O tym, że z kreskówki i anime trudno zrobić film fabularny, wiadomo nie od dziś. Największym problemem... czytaj więcej
Na samym początku przytoczę powszechnie znane fakty. "Ostatni władca wiatru" okazał się porażką roku... czytaj więcej
M. Night Shyamalan potrafi zamieszać w głowie widzowi. Po seansie każdego jego filmu trudno nie wyjść z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones